W nawiązaniu do artykułu chciałbym się podzielić uwagami, które wysłałem zresztą redakcji.
Artykuł o życiu za darmo mógłby być ciekawszy, gdyby pominięto naiwne wnioski i obserwacje. Najciekawszym jego fragmentem była wypowiedź freeganów ze squatów, którzy starali się przekazać myśl przewodnią ich ruchu (poniekąd słuszną), czyli ograniczenie bezmyślnego konsumpcjonizmu. Niestety część ta nie została pociągnięta dalej.
A teraz lista skarg i zażaleń. Na "dzień dobry" sprzeczność postępowania freegan z definicją zawartą w nazwie ruchu. Z artykułu można się dowiedzieć, że rozmówcy dziennikarki mają pracę i wydają zarobione pieniądze na pożywienie. Nie żyją więc za darmo, lecz skromniej. Słowo "free" najwyraźniej udzieliło się mocno autorce, bo reszta artykułu to instrukcja nie ograniczenia potrzeb, ale uniknięcia zapłaty za ich zaspokojenie.
Wyidealizowana została wizja świata freegan żyjących w squatach. W artykule napisane jest, że zdobywanie pożywienia zajmuje ogromne ilości czasu. Podobnie pewnie wiele innych czynności, skoro warunki są spartańskie. Narzuca się więc wniosek, że jeśli część tej społeczności chciałaby mieć czas na rozwój umysłowy, to pozostałą część trzeba skazać na wegetację w formie polowań na żywność. Co prawda autorka posiada Kartę Miejską, ale przecież równie dobrze mogłaby się przekopywać przez zaspę w poszukiwaniu warzyw.
Artykuł jest dość optymistyczny. Prześlizguje się po niewygodnych kwestiach związanych z ludzką cielesnością. Autorka co prawda przyznaje, że ciężko się umyć w umywalce, ale niestety czytelnik nie dowiaduje się, czy w związku z tak wysokim stopniem higieny redakcja zakupiła odświeżacze powietrza. Krążąc dalej wokół kwestii zdrowotnych, dość odważnym wydaje się uczynienie z ciastek i kawy znacznej części diety.
Najbardziej nie podoba mi się jednak to, że jako baza do filozofii przestawionej w artykule posłużyło żerowanie. Żerowanie na furtkach pozostawionych otwartymi przez społeczeństwo. Furtek, których się nie zabezpiecza, licząc że nikt ich nie wykorzysta z racji utrzymywania norm społecznych. Tutaj chciałbym przytoczyć opowieść mojego znajomego, który jako dumny Polak zrobił "jeleni" z naiwnych Kanadyjczyków. Otóż w kraju owym funkcjonuje praktyka, która pozwala wypróbować towar, a jeśli się nie podoba -- zwrócić. Oczywiście furtka została wykorzystana poprzez zużycie towaru a następnie jego oddanie i odzyskanie tym samym pieniędzy. Wracając to głównej myśli - przykłady. Darmowy Internet w lokalach. Nie jest oczywiście darmowy, tylko wliczony w to, co kupują klienci. Gdyby zwalali się z ulicy wszyscy chcący mieć Internet nie starczyłoby łącza i lokal szybko zrezygnowałby z takiej kuli u nogi. Nie jest to więc jakaś ogólnie przemyślana taktyka godna popularyzacji, bo w swych założeniach ma marginalność zjawiska. Poza tym gdzieś umknęła kwestia zdobycia komputera i opłacania rachunków za prąd wpływający do jego baterii - wszystko bez użycia pieniędzy. Kolejna (zdecydowanie większa) sprawa to wyjadanie z gara dla bezdomnych. Są ludzie, którym bardzo się w życiu nie udało i są zmuszeni do korzystania w rozwiązań awaryjnych. Jeśli robi się takie rzeczy z wyboru, to jest się szkodnikiem. Ktoś za składniki do tych posiłków płaci. Najbardziej frustrujący jest przypadek, jeśli robi to państwo z m.in. moich podatków. Podobna logika dotyczy zużywania wody i innych mediów, których nie odłączyło miasto, chociaż powinno było.
W artykule Internet występuje jako źródło wszechwiedzy. Nieprawdą jest, że w sieci dostępna jest taka liczba książek, że spokojnie korzystając jedynie z nich można ukończyć studia. Jeśli już są wartościowe pozycje, to często dlatego, że wygasły majątkowe prawa autorskie. Niestety w przypadku kierunków technicznych takie pozycje są nieprzydatne. Część darmowych lektur związana jest również ze środowiskiem wolnego oprogramowania (istotne z mojego punktu widzenia). Zdecydowana większość wartościowych książek nadal pozostaje w pełni płatna. Można co najwyżej zaoszczędzić na druku i zakupić książkę w PDFie. Sieci wymiany plików pomijam, bo przecież autorka nie namawia do łamania prawa. Przypominam również, że studenci są dla państwa inwestycją. Przywileje im udzielane w założeniu mają się w przyszłości zwrócić poprzez pracę stworzonych w ten sposób specjalistów.
Ostatecznie nie widzę sensu w wegetacji. Chciałbym być przydatnym elementem społeczeństwa. Nie wyprodukowałbym niestety nic przydatnego poprzez samo czytanie dostępnych za darmo książek i spacerki po wystawach i klubach. Jeśli nie chcemy, by społeczeństwo stało w miejscu, to choć konieczni, filozofowie, myśliciele i malarze nie wystarczą.
Przebija się też przez cały czas w tle myśl, że pieniądz jest inkarnacją czystego zła. Faktem jest, że tzw. kryzys przypomniał o możliwości wypaczenia jego idei, co nie pomniejsza jednak jego przydatności.
2 komentarze:
dlaczego nie:)
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,7454535,Tydzien_za_dyche.html
Autorka była wczoraj w TokFM. Niektórzy słuchacze starali się wytłumaczyć pani, że jest pasożytem. Autorka szła jednak w zaparte.
Prześlij komentarz